współwłaściciel i kierownik produkcji, montery jack - fabryka sera
about me
Próbuje udźwignąć presję związaną z prowadzeniem rodzinnej fabryki sera, zapominając trochę o tym, że powinna zadbać też o swoje własne życie, w którym coraz chętniej znajduje czas dla Mosesa.
175 cm
36 y/o
one year anniversary - happy birthday!one year anniversary - second placeone year anniversary - till the world endsgeorge - the mad writerstevo - the multiholicqueenie - the social butterflyabby - the novelistskittles - the rainbow freakjane austeel - wyróżnienie aktywności październik 2021friendly chatssommelier courseslip and fallthe great british baking showmonterey fall fairmonterey fall fair - hot teamonterey fall fair - start this firecome and play with us, dannyyou don't know jack-o-lanternsanta claus villagelet’s be naughty and save Santa the tripgingerbread hugs and peppermint kissessecret santa - man with the bagit’s the most wine-derful time of the year
Prowadzenie interesów w rodzinnym gronie miało swoje plusy i minusy. Z jednej strony znali się wszyscy dość dobrze. Wiedzieli, jakie mają podejście do konkretnych spraw, znali swoje życiowe priorytety na tyle, na ile chcieli, aby inni je znali i wiedzieli, jakie mają charaktery. Łatwo też było nadrabiać zaległości wszelkie, trochę przeplatając codzienne spotkania z pracy ze sprawami prywatnymi i odwrotnie. Niestety niosło to też za sobą ryzyko, że nie będą umieć ostatecznie się dogadać i podejść odpowiednio rozsądnie do spraw biznesowych, nie chcąc skrzywdzić kogoś bliskiego poprzez odrzucenie jego pomysłu czy cokolwiek w tym stylu. Ponadto czasami mogło być trudno oddzielić jedno od drugiego. Przecież wiele decyzji biznesowych nie pokrywało się w żaden sposób z tym, co się względem innych ludzi czuło, prawda? Biznes to biznes. Sprawy rodzinne to sprawy rodzinne.
Leia miała wrażenie, że była osobą, która najbardziej z nich wszystkich starała się oddzielać jedno od drugiego. Był czas na rozmowy o pracy, ale był też czas na rozmowy o życiu, tylko że należało między jednym a drugim postawić grubą, czerwoną kreskę i tego ze sobą wprost nie mieszać. Miała nadzieję, że jej bracia to zrozumieją. Dzisiaj co prawda kilkakrotnie musiała sprowadzić Malverna na ziemię, ignorując jego wstawki na tematy niezwiązane z pracą, ale powoli się do tego zaczynała przyzwyczajać, że to ona musiała tutaj trzymać głowę na karku.
— No dobrze, w takim razie chyba wszystko już mamy — oznajmiła, marszcząc brwi i porządkując dokumenty, aby ostatecznie zamknąć teczkę. — Przekażę papiery do działu finansowego i dam znać, jak dostanę odpowiedź — dodała jeszcze, aby podsumować wszystko, co ustalili i zamknąć temat ostatecznie.
— Teraz możesz mi opowiedzieć, co u Ciebie — dodała jeszcze, siadając wygodniej na kanapie w swoim gabinecie, gdy siedzieli przy małym stoliku z kawą. — Jak z Deli? I dziećmi? — uniosła lekko brew, zadając pytania pomocnicze. — I jak Wasz pies? — to ją też bardzo interesowało!
współwłaściciel fabryki sera, którego rodzinne życie kuleje, bo z żoną nieustannie próbują się pozabijać, chociaż sa niby razem "dla dobra dzieci"
191 cm
37 y/o
bean - the graphic masterdipsy - the relationship gurustevo - the multiholicqueenie - the social butterflyskittles - the rainbow freakpet me4 chord songsmonterey fall fairmonterey fall fair - hot teamonterey fall fair - let's candle itpumpkinhead - halloween 2021
Malvern nie był raczej typem pracoholika, więc fakt, że zajmował się rodzinnym biznesem, działał akurat na jego niekorzyść. Ostatecznie nie zwracano mu zbyt często uwagi i nie mówiono, by brał się do roboty; chociaż od czasu do czasu Leia wybijała się, by zwrócić rodzeństwu uwagę. Zazwyczaj na próżno. Spokój panował co najwyżej przez kilka godzin a po tym wszystko wracało “do normy”. Nie wyglądało jednak na to, by firma mocno na tym cierpiała, a dopóki ludzie jedli ser … cóż, Hansen był raczej spokojny. Przebywać w pracy można powiedzieć, że lubił. Zresztą, pewnie każdy na jego miejscu chętnie przychodziłby do biura i jeździł na delegacje, skoro mężczyzna niekoniecznie dogadywał się ze swoją małżonką, a za ścianami ich wspólnego domu, panowała wiecznie napięta atmosfera.
Gdy Leimomi odwiedziła jego biuro, by podpisał kilka świstków, w pierwszej kolejności mężczyzna skupił się tylko i wyłącznie na tym. Dopiero później spojrzał na siostrę z nieco naburmuszoną miną. Zapewne taki wyraz występował na jego twarzy za każdym razem, gdy słyszał imię Delilah.
— Co tam u mnie, pomyślmy — odpowiedział jej, niby to na papierach się nadal skupiając i myśląc nad czymś sensownym. — Od dwóch dni nie pokłóciłem się z żoną, to na przykład — stwierdził. Miało to związek prawdopodobnie z tym, że ostatnio się mijali, aczkolwiek … trzeba szukać pozytywów, prawda? — Mimie nigdzie nie rusza się bez psa, a Hugo wszędzie chodzi za Mimie. Delilah twierdzi, że gdy jestem w domu, cała gromada nie odstępuje mnie na krok. Chyba jest zazdrosna — rzucił, konspiracyjnym tonem. Właściwie mogła mieć pod tym względem rację.
— A co u ciebie? Nie chcesz przypadkiem przygarnąć psa? Jest mały, biały i cofam swoje słowa, bo żona by mnie zabiła, gdyby usłyszała, że padła podobna propozycja — a skoro się przyjaźniły, może nie powinien ryzykować?
współwłaściciel i kierownik produkcji, montery jack - fabryka sera
about me
Próbuje udźwignąć presję związaną z prowadzeniem rodzinnej fabryki sera, zapominając trochę o tym, że powinna zadbać też o swoje własne życie, w którym coraz chętniej znajduje czas dla Mosesa.
175 cm
36 y/o
one year anniversary - happy birthday!one year anniversary - second placeone year anniversary - till the world endsgeorge - the mad writerstevo - the multiholicqueenie - the social butterflyabby - the novelistskittles - the rainbow freakjane austeel - wyróżnienie aktywności październik 2021friendly chatssommelier courseslip and fallthe great british baking showmonterey fall fairmonterey fall fair - hot teamonterey fall fair - start this firecome and play with us, dannyyou don't know jack-o-lanternsanta claus villagelet’s be naughty and save Santa the tripgingerbread hugs and peppermint kissessecret santa - man with the bagit’s the most wine-derful time of the year
Chyba nikt nie był tutaj pracoholikiem poza nią. Albo raczej nikt poza nią nie przejmował się tym wszystkim tak bardzo, jak ona, bo tak oczywiście wolała tę kwestię nazywać. Na razie jednak się tym nie przejmowała jakoś szczególnie. Dopóki robili wszyscy swoje i wypełniali obowiązki, tak długo ona nie musiała się irytować. Nie ma jednak się co oszukiwać, że jeśli będzie taka konieczność, to będzie jakoś mocno się ograniczać. Praca to praca. Jeśli to miało funkcjonować, to musieli wziąć się w garść i mocno się postarać, nie było tutaj miejsca na odpuszczanie sobie czy zasłanianie się rodzinnymi sprawami i problemami. Jeśli się nie było w stanie oddzielić życia prywatnego od pracy i przez to porządnie pracować, to brało się wolne. Dla niej było to całkiem proste. Dla reszty… No cóż, to się okaże w praniu, prawda?
Przewróciła oczami dość teatralnie, siadając wygodniej, gdy zobaczyła jego minę na wspomnienie Delilah. Nie podobało jej się to i wcale nie zamierzała tego ukrywać. Malvern, tak samo jak reszta rodziny i jego żona, doskonale znał jej poglądy na temat tkwienia w małżeństwie, w którym obydwoje się ewidentnie męczyli i nawet nie próbowali specjalnie ukrywać wzajemnej niechęci.
— Wow, co za sukces. Odnawiacie przysięgę małżeńską z tej okazji wyjątkowej? — zapytała sarkastycznie, bo cóż. On szukał w tym pozytywów, ona uważała, że to idiotyczne, że to miał być jakiś sukces. — A ile razy widzieliście się przez te dwa dni, tak z ciekawości? — dopytała jeszcze, czując dość mocno, że pewnie miało to i tak drugie dno.
— To akurat brzmi miło, pies to dobry towarzysz dla dzieci. Opiekują się nim ładnie? — zapytała, a wyraz jej twarzy zdecydowanie stał się łagodniejszy. Lubiła dzieci swojego brata, nawet jeśli od dłuższego czasu, z przyczyn tylko jej znanych, obcych unikała, jak tylko mogła.
— Mam dwa psy, nie potrzebuję trzeciego. I ani się waż zabierać go dzieciom, skoro czują się do niego przywiązane — dodała, marszcząc brwi. Nie odpowiedziała na jego pierwsze pytanie, bo Mal bardzo ładnie dał jej do zrozumienia, że w sumie to go nie interesuje, bardzo płynnie wracając do tematu siebie. Upsi. — Tak się nie robi, wyobrażasz sobie, jakby rodzice mieli nam zabrać Roqueforta, jak byliśmy mali, bo tak? — dodała ze smutkiem, wspominając ich pupila, który już pewnie był w pieskowym niebie, ale towarzyszył im wiele lat w dzieciństwie. Tak, oczywiście że miał imię od sera.