Do trzech razy sztuka.
Bo właśnie tyle razy Salem tchórzyła tuż pod drzwiami domu mężczyzny, gotowa wystukać bliżej nieznany jej rytm o drewnianą powierzchnię. Dotychczas jednak udawało się jej uciec zanim jej dłoń miała sprawić, że demony jej przeszłości miały pojawić się metr przed jej oczami. Tym razem jednak postanowiła nie tylko przechytrzyć swoje własne ciało ale także i uspokoić umysł, udając się pod dom Chandlera o trzeciej nad ranem.
Nikt poważny przecież nie przyjmował gości o tak nieludzkich godzinach. Sądziła więc, że udając się o tej porze w okolice domu mężczyzny zrezygnuje, powołując się na dobre wychowanie i brak chęci do przeprosin z powodu niezapowiedzianej wizyty. Swój biały rower oparła niechlujnie o zadbane ogrodzenie domu wierząc, że już za chwilę ponownie wprawi w ruch swoją ulubioną maszynę. Pewna swojej wygranej i tego, że jej plan z oczywistych względów nie zostanie doprowadzony do końca, tanecznym krokiem podeszła pod drzwi modernistycznego domu aby po raz kolejny dopiąć swego i stchórzyć u bram. Odgrywając rolę przed samą sobą uniosła nawet do góry ramię aby ściśniętą w pięść dłonią stworzyć pozory chęci zapukania do drzwi. Wiedziała jednak, że nie będzie takiej potrzeby, przybyła tu z czystymi zamiarami i nie miała ochoty zmieniać swoich planów. Westchnęła głośno, jednak więcej w tym geście było ulgi niż zmartwienia po czym odwróciła się energicznie za siebie aby zorientować się jak bardzo los postanowił z niej zadrwić.
Fakt, gdyby zapukała do drzwi nie zastałaby nikogo w domu. Spowodowane było to tym, że jedyny jego domownik stał przez nieznany jej czas za jej plecami w milczeniu, jakby to on był intruzem na swojej własnej posesji. Jego niechlujnie rozpięta od góry koszula, przewieszona przez ramię marynarka wskazywały, że wracał z branżowego spotkania, które widocznie trwało znacznie dłużej niż powinno.
Szach mat, Goldberg. Ty pieprzona, egoistyczna idiotko.
Jak odpowiednio zacząć rozmowę z kimś, przed kim uciekało się przez wiele lat? Jak wytłumaczyć niezapowiedziane wtargnięcie na jego posesję w środku nocy? Czegokolwiek by nie powiedziała, czuła, że wartość jej słów była równa zeru.
Nie zbliżyła się w stronę mężczyzny ani o centymetr, stojąc u szczytu schodów czuła się znacznie bezpieczniej i swobodniej, chociaż i tak jej żołądek postanowił zatańczyć cha-chę.
- Szukałam Cię. - co było zgodne z prawdą ponieważ poprzez przeszukanie portali społecznościowych i ustalenie miejsca jego pobytu mogłaby zyskać odznakę funkcjonariusza dochodzeniówki. Nie było jednak jej stać na nic innego, żadne tłumaczenia nie przychodziły jej aktualnie do głowy a jedyne czego pragnęła to umiejętność znikania bądź zapadania się pod ziemię.
chandler westfield
If you're feeling down, here's the remedy

Zestaw nowych zadań miesiąca możecie znaleźć pod tym linkiem.

Panda zmieniła konto adminowskie. Prosimy wykonać twarde odświeżenie by zobaczyć zaktualizowane ogłoszenie.

Hasło do konta universal person to monterey.

about me
Zatańcz ze mną jeszcze raz,
chcę poczuć każdy oddech Twój.
chcę poczuć każdy oddech Twój.
168 cm
30 y/o
S.

about me
ogarniacz spraw wszelakich zastanawiający się nad tym, co właśnie porabia Luna
182 cm
36 y/o

Wszystkie te imprezy zawsze go męczyły i nigdy nie był ich fanem. Bankiety, delegacje, kolacje, brunche przeobrażające się w lunche i ludzie, których naprawdę nie chciał widzieć. Wystarczyło mu, że w pracy musiał się z nimi użerać znacznie częściej, niż by tego chciał. Fakt, że tego dnia musiał jeszcze im się przyglądać, kiedy czerwonymi od nadciśnienia twarzami świecili w słabym świetle Sali bankietowej sprawiał, że Chandler wypił o kilka lampek szampana za dużo. Siedząc na swoim miejscu i obserwując ich zastanawiał się – ile im wszystkim zostało lat życia. Robił prawdziwą wyliczankę, jedna osoba za drugą, druga za trzecią, ciekaw, czy będzie choć trochę blisko ustrzelenia prawidłowego wyniku. Nie mógł co prawda przewidzieć, kiedy zamierzali umrzeć, ale mógł przynajmniej obserwować ich i być pewnym, że przy fatalnym dbaniu o swoje zdrowie Chandler na pewno ich wszystkich przeżyje. W końcu regularnie chodził na wszelkie badania kontrolne i pilnował, aby nie żywić się byle czym. Do tego ćwiczył, ograniczał alkohol i starał się, aby po prostu być w formie, świadom, że lat mu nie ubywało, a wręcz przeciwnie.
Koło godziny drugiej zamówił taksówkę i nie zważając na rachunek poprosił o zawiezienie go do Monterey. Kierowca okazał się nie bardzo znać trasę, nawigacja też chyba go zawodziła, bo błądził niemiłosiernie po osiedlu, aż w końcu Chandler poprosił go o zatrzymanie się, wręczył mu pieniądze i wysiadł, chcąc się choć trochę przejść. Powolnym krokiem przemierzał kolejne metry dzielące go od domu, w którym spał Ben i sądził, że nie spotka go dzisiaj już nic zaskakującego. Jak bardzo się mylił…
Spoglądał na sylwetkę kobiety stojącą przed jego drzwiami dosyć mocno zaintrygowany. Nie wydawała się zdenerwowana, nie wydawała się szukać pomocy, wręcz przeciwnie, odwróciła się tak radośnie, jakby dostała już to co chciała. A potem Chandler dostrzegł jej twarz. Kiedy powoli odwróciła się, dając swoim włosom owiać policzek, z którego zostały zgarnięte. Nie wierzył, że widzi tę osobę, którą widział, dlatego niczym zaklęty stał w miejscu i się nie ruszał, bojąc się nawet nabrać głębiej powietrza w płuca.
— O trzeciej w nocy? Nie pukając nawet do drzwi? — nie rozumiał, co właściwie miało miejsce? Czuł się, jak gdyby jego umysł właśnie z nim pogrywał, a przecież nie wypił aż tyle, aby mieć jakiekolwiek omamy. Strach jednak przed rozwianiem się w powietrzu postaci Salem był na tyle duży, że Chandler stał dalej, nie ruszał się i czekał, licząc na to, że cokolwiek się wyjaśni w tym temacie.
Salem Goldberg
Koło godziny drugiej zamówił taksówkę i nie zważając na rachunek poprosił o zawiezienie go do Monterey. Kierowca okazał się nie bardzo znać trasę, nawigacja też chyba go zawodziła, bo błądził niemiłosiernie po osiedlu, aż w końcu Chandler poprosił go o zatrzymanie się, wręczył mu pieniądze i wysiadł, chcąc się choć trochę przejść. Powolnym krokiem przemierzał kolejne metry dzielące go od domu, w którym spał Ben i sądził, że nie spotka go dzisiaj już nic zaskakującego. Jak bardzo się mylił…
Spoglądał na sylwetkę kobiety stojącą przed jego drzwiami dosyć mocno zaintrygowany. Nie wydawała się zdenerwowana, nie wydawała się szukać pomocy, wręcz przeciwnie, odwróciła się tak radośnie, jakby dostała już to co chciała. A potem Chandler dostrzegł jej twarz. Kiedy powoli odwróciła się, dając swoim włosom owiać policzek, z którego zostały zgarnięte. Nie wierzył, że widzi tę osobę, którą widział, dlatego niczym zaklęty stał w miejscu i się nie ruszał, bojąc się nawet nabrać głębiej powietrza w płuca.
— O trzeciej w nocy? Nie pukając nawet do drzwi? — nie rozumiał, co właściwie miało miejsce? Czuł się, jak gdyby jego umysł właśnie z nim pogrywał, a przecież nie wypił aż tyle, aby mieć jakiekolwiek omamy. Strach jednak przed rozwianiem się w powietrzu postaci Salem był na tyle duży, że Chandler stał dalej, nie ruszał się i czekał, licząc na to, że cokolwiek się wyjaśni w tym temacie.
Salem Goldberg

about me
Zatańcz ze mną jeszcze raz,
chcę poczuć każdy oddech Twój.
chcę poczuć każdy oddech Twój.
168 cm
30 y/o
Nabrała do płuc powietrze, które nie od razu wypuściła. Jakby chcąc dodać sobie odwagi przed najważniejszym w jej życiu starciem, które dzięki zimnemu przyjęciu przez gospodarza dodało jej pewności. Teraz, kiedy miał do niej taki chłodny stosunek mogła powiedzieć mu wprost po co pojawiła się w Monterey i błądziła tak po okolicy co kilka dni nie mając odwagi zapukać do drzwi jego domu.
- Nie tylko dzisiaj. - zaczęła dużo spokojniej gdyż jej serce zaczęło przyzwyczajać się do widoku mężczyzny i nie łomotać w tak niebezpiecznym rytmie.
- Szukałam Cię w obiegły wtorek i dwa tygodnie temu. Szukałam Cię przez ostatnie miesiące. Przeszukałam chyba połowę internetu, niestety zahaczając czasami o najciemniejsze jego zakamarki, żeby w końcu dowiedzieć się gdzie mieszkasz. - uśmiechnęła się skromnie robiąc chwilowy przerywnik w swoim wywodzie.
- I zdałam sobie sprawę z tego, że szukałam Cię przez całe moje życie zupełnie na Ciebie nie zasługując. - dobrnęła do brzegu swojej wypowiedzi na koniec zaciskając wargi w cienką linię.
Gdyby i tym razem Chandler zareagował na nią bardziej entuzjastycznie zapewne nie zdobyłaby się na te słowa: rozpłynęłaby się w poczuciu, że znowu ma nad nim władzę i może wstrząsnąć jego poukładanym życiem.
Może było spowodowane to tym, że za drzwiami czekała na niego kochająca żona, która dała mu więcej szczęścia niż ona? Może w jednej z sypialni na piętrze spało ich dziecko? Westfield musiał mieć jakieś powody, dla których jego reakcja na jej widok była zupełnie odwrotna od tych, do których przywykła.
Wykonała dwa kroki w jego stronę schodząc z kilku schodków i zbliżając się niebezpiecznie w jego stronę. Chcąc cokolwiek wyczytać z jego twarzy, przechyliła głowę delikatnie na bok uśmiechając się przy tym. Nie oczekiwała nawet na odpowiedź, mógł po prostu zejść z jej drogi i pozwolić jej wrócić do domu. Ona przecież wykonała swoją misję i dociągnęła do końca dane terapeucie słowo. Nie sądziła jednak, że to wszystko pójdzie tak łatwo.
chandler westfield
S.

about me
ogarniacz spraw wszelakich zastanawiający się nad tym, co właśnie porabia Luna
182 cm
36 y/o

A teraz znowu, pod osłoną naprawdę głębokiej nocy stała przed nim i wiedział, że była prawdziwa, ale nie rozumiał. Nie wracała do niego od tak dawna, że zdążył przekonać sam siebie, że nigdy Salem tak naprawdę na nim nie zależało. Gdyby zależało, to przecież nigdy by od niego nie odeszła, prawda? Spoglądał na jej osobę z pewnym dystansem, bojąc się po prostu kolejnego zranienia, nie był gotów raz za razem znosić tego bólu, który miałby przeszywać jego ciało gdyby zdecydowała się znowu go opuścić. Wmawiał sobie, że wszystko będzie bolało mniej, jeśli nie pozwoli jej się znowu zbliżyć.
Nie wiedział, w którym momencie wstrzymał oddech, jednak wsłuchiwał się w jej słowa przeszywające ciszę i ciemność i chociaż doskonale dobiegało do niego każde jedno zdanie, to jednak bał się to wszystko zakodować. Ile razy można dać komuś się skrzywdzić? Złamać i zdeptać? — Stalking jest karalny — odparł w pierwszej kolejności, jak gdyby służbowy tryb uruchomił się jako ten awaryjny, mający mu pomóc uporać się z tą sytuacją. Nerwowo poprawił marynarkę przerzuconą przez ramię i przełknął dosyć głośno ślinę, choć nie pomogło mu to dosłownie w niczym, a wyłącznie zestresował się z jakiegoś powodu bardziej. — Dlaczego mam ci wierzyć? Tyle razy zniknęłaś, kiedy sądziłem, że zostaniesz, że naprawdę trudno mi uwierzyć, że pojawiłaś się tylko po to i że zaraz nie znikniesz znowu — mówił to wszystko cicho, przekonany, że w ten sposób głos nie będzie miał okazji mu zadrżeć. Dodatkowo nie chciał przecież obudzić Bentley’a, przekonany, że gdyby tylko do bliźniaka doszły ich głosy to ten momentalnie pojawiłby się w oknie i zaczął im przypatrywać, poszukując w tym wszystkim odrobiny darmowej rozrywki, na którą zawsze był łasy.
Salem Goldberg

about me
Zatańcz ze mną jeszcze raz,
chcę poczuć każdy oddech Twój.
chcę poczuć każdy oddech Twój.
168 cm
30 y/o
Przegięła, zakochując się te kilka lat temu, w sobotę o jedenastej czterdzieści gdy pierwszy raz szepnął jej na ucho, że ładnie wygląda. A potem znikając po raz pierwszy nie pozostawiając po sobie nawet słowa.
- A więc teraz nazywać będziemy to stalkingiem? - tym razem to jej zadrżał głos. Nie oczekiwała na jego odpowiedź, z nerwowym uśmiechem na ustach przytaknęła na swoje słowa wlepiając zbłądzone spojrzenie gdzieś pod swoje nogi. Była tu intruzem, osobą, której nie chciał nikt w promieniu kilometra. Nie chciał jej Chandler, jego sąsiedzi, którym najprawdopodobniej zakłócali teraz sen i jego żona , która tak skutecznie zagnieździła się w głowie Goldberg, że ta przekonana była, że to ona jest powodem tak chłodnego powitania. Badawczo więc rozejrzała się po schludnym ogrodzie chcąc odnaleźć tam ślady dziecka: być może jakieś zabawki czy rower z wesoło przyczepionymi do kierownicy kolorowymi wstążkami. Nie dostrzegła jednak nic takiego, jednak ściszony głos mężczyzny pozwalał jej wierzyć, że we wnętrzu jego domu znajduje się ktoś, kto nie powinien być świadkiem ich spotkania.
- Nie musisz mi wierzyć. - tylko tyle miała na swoją obronę gdyż wzbierające się w jej oczach łzy zapragnęły lada moment spłynąć po jej policzkach. Zeskoczyła z kolejnych dwóch schodków stając tym razem o kilka centymetrów od mężczyzny, dziarsko zadzierając głowę ku górze. Wykonała swoją misję, powiedziała to co leżało jej na sercu przez te wszystkie lata a do czego nie potrafiła się przyznać. Teraz, gdy Chandlerowi zdawało się to być obojętne przyszło jej to o wiele łatwiej, chociaż ból który towarzyszył jej przy tej rozmowie i tak osiągał granice wytrzymałości.
- Chciałam po prostu abyś to wiedział. I tym razem nigdzie mi się nie spieszy. Mam tu całkiem niezły dom i pracę. Nie bądź więc zaskoczony gdy spotkamy się jeszcze kilka razy, zupełnie przypadkiem. - była winna mu nakreślenia swojej aktualnej sytuacji życiowej aby ten nie był zdziwiony mijając ją w markecie czy na plaży. Nie wymagała też od niego tego aby przy każdym takim spotkaniu ucięli sobie krótką pogawędkę. Słowa jej były czysto informacyjne i sądziła, że nie wzbudzą w mężczyźnie absolutnie żadnych wyższych emocji.
- Ktoś na Ciebie czeka w środku? - musiała się upewnić. Odpowiedź na to pytanie mogła być ostatnią prostą do tego aby zrozumieć, że nie jest i nie będzie już jedyną kobietą jego życia. A co za tym idzie - dać mu w końcu żyć jego własnym życiem.
chandler westfield
S.

about me
ogarniacz spraw wszelakich zastanawiający się nad tym, co właśnie porabia Luna
182 cm
36 y/o

Nie chciał nazywać tego stalkingiem, ale nie wiedział, w jaki inny sposób zareagować? Był naprawdę zestresowany i była to pierwsza myśl, która pojawiła się w jego głowie, pierwsze słowa, które przeciąć miały napiętą ciszę budującą się między nimi coraz mocniej. Zagryzł dosyć mocno od środka policzek, czując po chwili metaliczny smak krwi docierający do jego kubków smakowych. Nie pamiętał ostatniego razu, kiedy stresował się tak bardzo, że aż zrobił sobie krzywdę, ale proszę, oto znalazł się na nowo w tym punkcie, z kobietą, którą kochał i którą bał się przytulić. Była tak blisko, że mógłby przysiąc, że czuł jej zapach, choć trochę rozrzedzony przez powietrze i przestrzeń wciąż obecne między nimi.
Zatrzymał powietrze w płucach obserwując ją uważnie, kiedy stała tak blisko niego, że już nie miał problemu z poczuciem zapachu jej ulubionego szamponu do włosów (zawsze powtarzała, że jako jedyny ich nie puszy), perfum, które kilka lat temu sam jej kupował w największych możliwych butelkach i wiatru, który zostawił swój zapach na jej ciele. Trochę słony od obecności oceanu w okolicy. Pozwolił sobie na głębokie oddechy, wypełniające jego płuca zapachem Salem, tym samym zapachem, którego doszukiwał się jeszcze rok po jej ostatnim odejściu na koszulkach, w których lubiła sypiać. Jemu również zaczęły zbierać się łzy w oczach i aby nie okazać tego, zamknął na moment powieki i zaczął odliczać w myślach od dziesięciu w dół. — Bentley. Przeprowadził się do Monterey, bo babcia nie czuje się najlepiej, ale jeszcze nie znalazł nic swojego — wyjaśnił, jednak tym razem głos drżał mu niebezpiecznie, a dłonie zaciskały się na zmianę w pięści i znowu rozprostowywały palce, próbując rozładować napięcie, które w nim się nagromadziło.
Salem Goldberg

about me
Zatańcz ze mną jeszcze raz,
chcę poczuć każdy oddech Twój.
chcę poczuć każdy oddech Twój.
168 cm
30 y/o
Jej drżących dłoni i kołatającego serca nie uspokoiła nawet informacja o obecności Bentleya. Może i był on znacznie lepszą opcją od żony i dziecka jednak nadal pozostawała ta niepewność, że gdy tylko zorientuje się kto postanowił odwiedzić jego brata, skutecznie i bez ogródek wyprosi ją z jego posesji.
- Bentley, no tak. - powtórzyła jakby chcąc potwierdzić te słowa przed samą sobą. Jakby chcąc wchłaniać fakt, że nikt poza nim nie śpi w jednym z łóżek w domu Chandlera. A przynajmniej żadna bliska mu kobieta. Mimo to mężczyzna nadal był widocznie zdenerwowany co nie umknęło uwadze Goldberg. Ta, chcąc dodać mu otuchy zbliżyła się do niego na tyle blisko, że nie dzieliła już ich absolutnie żadna odległość. Ostrożnie wsunęła ręce pod męskie ramiona i splotła dłonie na jego plecach. Oparłszy się skronią o tors Westfielda mogła nie tylko napawać się ciężkim zapachem dymu tytoniowego zmieszanego z perfumami i alkoholem ale także wsłuchać się w energiczne bicie serca mężczyzny. Bezczelnie pozwalając sobie na zagarnięcie jego przestrzeni jak dziecko łaknące uwagi wtuliła się w niego nie bacząc na konsekwencje. Pragnęła aby i on objął ją swoimi drżącymi dłońmi, aby otoczył ją silnym ramieniem i oparł brodę o czubek jej głowy. Nie musiał nawet nic mówić: niegdyś przecież godzinami potrafili błogo poznawać swoją cielesność nie zamieniając przy tym ani jednego słowa. Tym razem też mogło tak być, zanim ktoś lub coś zakłóciłoby ich własny, wewnętrzny światek i doprowadziło do emocjonalnego porządku.
- Może wpadłbyś do mnie na śniadanie? Niekoniecznie dziś, może być dowolny dzień w tym tygodniu. Wprawdzie nie rozpakowałam się do końca ale znajdę patelnię do naleśników. - nie ruszyła się z miejsca ani o milimetr, szeptem wypowiadając swoją prośbę. Bała się, że mężczyzna nie tylko odmówi ale także pozbawi ją dotyku swego ciała.
Chociaż gdyby nawet sięgnął po tak ciężki kaliber broni, nie żałowałaby - podjęła przecież każdą możliwą próbę do odbudowania tej relacji i co najważniejsze przyznała się do swoich uczuć. Teraz wszystko powinna pozostawić w rękach mężczyzny, którego cierpliwość do niej uważała za świętą.
chandler westfield
S.